Jestem
Jestem w Krakowie. Pierwsze moje wrażenie: ziemia pachnie jesienią. Przybyłam, stałam przed Willą Decjusza i zapatrzyłam się w wieczorne niebo. Poczułam wilgotność ziemi. Na ustach. I jesienne liście nad twarzą. Kilkanaście lat temu przybyłam po raz pierwszy do kraju tropikalnego, i miałam podobne, lecz całkiem inne pierwsze wrażenie. To była moja pierwsza myśl. W Krakowie. Z nosem w powietrzu.
Nie pozbyłam się zmęczenia po podróży w ciągu pierwszej nocy. Rano szukałam mgły w parku i znalazłam Szopena z brązu. Zrobiłam pierwsze ćwiczenia tai chi na miękkim nierównym gruncie leśnym. Potem przesunęłam meble, odnalazłam kable, trafiłam do internetu i już jechałam rowerem w kierunku miasta.
Bo głodna jestem i czas na obiad. Pierogi i surówka. Tam gdzie zawsze. W Krakowie. Połowa rynku rozkopana. Mickiewicz stoi samotny i zagubiony, otoczony tylko ogromnymi stosami nowych kamieni z podsypki piaskowej. Tłok na drugiej, już zmodernizowanej połowie rynku jest nie do opisania.
Mój język jest niezdecydowany jak miękki grunt jesienny. Jeszcze kilka godzin, i język polski zwycięży.
Mam pokój pod dachem. I słyszę, jak pospolite kasztany spadają z drzew.