Kwiatonowice
Piszę napuszonym stylem. W Kwiatonowicach znajdujemy się nad mgłą jesienną. Górnolotne myśli. Jestem tu bliżej nieba niż w moim krakowskim pokoju na poddaszu. Bliżej słońca niż gdziekolwiek na świecie.
Przyjechałam przedwczoraj, po obiedzie (ryba z zielonymi kluskami w deseń liści jesiennych) u Pani Krakowskiej, ze Stasiukiem. I wrócę jutro, już wiem na pewno, z Malickim. Chodzi oczywiście o książki tych panów. Malicki pisze tak, jak mnie nie wolno – według surowej oceny Marii K. z Pięknej Góry Berlińskiej. Dam przykład. „Dziwny naród, ci gruźlicy. Mówiłam. Czarodziejska góra. Dziewczyny. Pobudliwe. Nad. Tak. Był też radiowęzeł. ...” (s. 115) Albo: „Byłem biało-czerwony. Mały Polak. Usiany bąblami. Tak. Wiem. Opowiadał tę historię dr Flisikowski, ilekroć nas odwiedzał. ...” (s. 62) Lub: „Wszedł pod stół i wydłubał. Tak. Wtedy. Stąd spirytus. ...” (s. 86). Tak zwane zdanie jednosłowne. Lub, prościej, postawienie dużej ilości kropek. Pisanie znakami interpunkcyjnymi.
– Jeśli Ci to złączyć w normalne zdania, piszesz piękną polszczyzną – wzdycha Berlińska Maria i zostawia wszystkie kropki, przecinki, myślniki, wykrzykniki itd.
Kasper chce iść na rydze. Jedziemy do krainy Łemków. Tam wysiada moja komórka. Kasper z lasu próbuje się ze mną skontaktować. Ja stoję przed drewnianą cerkwią w Kwiatoniu. Cudownie pachnie w słońcu niedzielnym. Jak tu cicho. Myślę. I Magda dowiaduje się, że cerkiew jest zamknięta z powodów różnych (remont, kradzieże, ksiądz w tej chwili odprawia mszę w sąsiedniej wsi, rusztowania). Kasper tymczasem dostaje sygnał, że nie ma takiego mojego numeru.
Co to znaczy, że znajdujemy się nad mgłą jesienną? Toniemy w kolorowych lasach. W blasku słońca. Nieba. Nad dachem. Samochodowym. Żyjemy w świecie ruchomym. Wszystko tu jest. Piszę napuszonym stylem.