Radio
W pokoju pod dachem jest bardzo cicho. Mimo że rano ogrodnicy sprzątają park. Rąbią drzewa. Zbierają suche gałęzie. Zdmuchują suche liście. Jakimś niemiłosiernie huczącym sprzętem, podobnym do domowego odkurzacza. A mnie w moim pokoju z Aniołką nic nie mówiącą, z konweką pełną wody deszczowej w lewej ręki, jest za cicho.
Zadzwoniłam do pani Krakowskiej – do kogo innego w Krakowie mogłabym zadzwonić? I zapytałam, czy przypadkiem nie ma jakiegoś niepotrzebnego radia. Które może mi pożyczyć na trzy miesiące.
Ma i może. Przywiozła mi rano do Willi. Radio do łóżka. Z budzikiem. Alarmem. Buzzem. Slumberem. Programem takim i innym. Nie pozwoliła mi słuchać żadnego. Zabrała mnie. Z powrotem do miasta. Na obiad. Na zakupy. Na herbatę. Jak to Pani Krakowska.
Po południu miałam jechać do Kwiatonowic. A dworzec PKS-u tymczasowo został przeniesiony na Nullo lub Cystersów. Dosłownie pod dom pani Krakowskiej.