kraków
11 października 2005
  Rękawiczki
Rano mgła. Zimne ręce podczas ćwiczeń w parku. Od jutra o świcie wychodzę tylko w rękawiczkach.

W południe słońce. Obiad z R. Po herbacie pokazuje mi, gdzie kot jej jest pogrzebany. Nie pies. Wzięła starego kota ze sobą, kiedy dostała stypendium w Willi. Kilka lat temu. I stary kot umarł w Krakowie. Lepiej tak, niż inaczej, pocieszałam ją wtedy. Wyobraź sobie, co by było, gdyby kot został w Berlinie.

Po raz pierwszy czuję lekkie dreszcze na plecach. Zakłopotana. Zastanawiam się, rozmawiając z R. przy bigosie, co ja tu właściwie mam robić. Bez kota. W rękawiczkach. W pokoju pod dachem. Zawsze chciałam mieszkać pod dachem. Zacząć jakąś nową prozę poetycką. Boże, co to znaczy? Czysta nuda. Albo – mówiąc Konwickim „kolejna nikomu niepotrzebna książka”. R. zapewnia mnie, że czas szybko leci. A dokąd? A dokąd? A dokąd? Beletrystyka sanatoryjna. Czarodziejska góra. Od wczoraj na parkingu przed Willą stoi biały staromodny samochód ze szwajcarską rejestracją. BL 153 83. To jest samochód z mojego rodzinnego półkantonu Basellandschaft, ja to widzę. Czyli ze wsi koło miasta Bazylea. A dokąd? A dokąd? A dokąd?

Udało mi się wysłać list polecony z poczty przy Królowej Jadwigi. I nabyć bilet dwumiesięczny na wszystkie linie nocne i dzienne bez kolejki. Czuję się dowartościowaną mieszkanką tego miasta. Kupiłam sobie w nagrodę Wróżkę. Przez calutki październik będę zdrowa, bogata i szczęśliwa! Mam same ciemnoczerwone (to znaczy bardzo plusowe) serduszka, symbole dolarowe i słoneczka. R. zresztą też, zjadłyśmy dziś urodzinowy obiad.

Mgła powraca pod wieczór. A skąd? A skąd? A skąd? Lubię ciężkie powietrze nocne. W radiu czas na jazz.
 
Comments: Prześlij komentarz

<< Home

ARCHIVES
października 2005 / listopada 2005 / grudnia 2005 / stycznia 2006 / lutego 2006 / marca 2006 / maja 2006 /


Powered by Blogger