Świat czarno-biały
Prowadzimy życie pingwińskie. W rytmie regularnego rozstawania się. W. przyleciał. I już odleciał. W przeciwieństwie do bezlotów potrafi latać. A mnie od razu złapał pierwszy jesienny katar. Nie rozumiem, dlaczego na lotnisku na tablicach odlotów i przylotów jest napisane, że samolot takiej a nie innej linii lotniczej, z takiego a nie innego miasta „wylądował”. Rozumiem, wiem i czuję, że pomarańczowy easy-jet do Berlina już „wystartował”. I nie ma go. Odwrócił się czarnymi plecami ode mnie. W. wyjechał. Wyleciał. Wystartował. Ale dlaczego wylądował (w naszym wypadku następne wylądowanie nastąpi – jak na Antarktydzie – dopiero za dwa miesiące)? Skoro jest przylot, przyjazd, przyjaźń, przybliżenie, przybycie, przygalopowanie, przyskakiwanie, przysiadywanie ...
Prosto z lotniska jadę na drugą lekcję polskiego. Na odświeżanie szarych komórek. Czyli na pokarm mózgowy. Świat zwrócony do mnie białym brzuchem.
Potem prosto na Kazimierz. Niebo płonie żarem zachodu. Na imieninowy performance literacki dwóch Nazarów. Tego Nazara, który mieszka u nas w Willi. I innego. Życie pingwińskie. Bar czarny jak noc. Języki kręcą się w dymie fajkowym jak aniołowie na obłokach biblijnych. Ukraiński. Rosyjski. Polski. Niemiecki. Angielski. Najbardziej spodobała mi się fraza poetycka naszego Nazara: „Bóg jest zaimkiem nieokreślonym”.
I dlatego kazał pingwinom żyć, kochać się i karmić w takich a nie innych warunkach.