Berlin. Ulica Huttena
Kawiarnia „Bilderbuch” [książka z obrazkami]. O dziesiątej. Na ulicy akacjowej. Umówiłam się z nimi wszystkimi. Z Hildegard, Marią K. i Rheą. W kolejności alfabetycznej. Z Rheą rok temu byłam w Kwiatonowicach. W marcu spotkałyśmy się na wyspie Maui i okrążyłyśmy wulkan helikopterem. A teraz. Jak zawsze. Nie macudu. Lecz kawiarnia „Książka z obrazkami” w dzielnicy Pięknej Góry [Schöneberg]. Maria K. marszcząc czoło – jest kobietą mądrą – twierdzi, że Wróżka kłamie. Tylko Hildegard jest optymistką.
Czuję się nadal jakby na dworcu głównym. Niewiadomo którego miasta. Której stolicy. Którego kraju. Życie w takt. Sekundy.
Plac Goslarski. Po trzynastej. Spóźniliśmy się. Obiad u teściowej. Od początku grudnia mieszka sama.
Ulica Huttena. O piętnastej. Pierwsze piętro. W środku miasta. Dom starców. Oczy teścia błyszczą. Lubi młodsze od niego kobiety. Nadal. Ale to już wszystko. Ręce nie mają co robić. Głowa wróciłaby do domu. Ale nogi już nie udźwigną ciała. Język już nie wysławia żadnej myśli. Dusza nie zna wyjścia. Na dworze robi się ciemno. Świadomości chce się spać. Na przeciwko w AGD wszystko można kupić. Towar biały. Lodówki. Pralki. Zmywarki. Kuchenki. Miksery.