Druga Aniołka
Deszcz pada. A moja Aniołka nie ma czego podlać. Czeka cierpliwie ze mną. Na zmianę pogody.
Święty Mikołaj się pomylił w adresie. Zostawił paczuszkę dla mnie u Pani Krakowskiej. Pani Krakowska od razu rozpoznała, że zawinięte w świąteczny papier coś ma być dla mnie. Ale świętego Mikołaja już nie było koło jej domu. Zawiadomiła mnie smsem, że przyfrunęła do niej malutka drewniana aniołka. Która ma lekkie skrzydła, jak pierwszy aparat do pierwszych prób wzbicia się w powietrze pana Lilienthala. Sznurkiem przywiązana do jej brzucha jest paczka. Pisze Pani Krakowska. Mała paczuszka dla Ciebie.
Wnuczka mojego teścia, córka brata Wolfganga, córka mojego szwagra – kim ona jest dla mnie? – ma na imię Martina i urodziła się tego samego dnia co ja. Tylko parę lat później. To mógłby być początek „Marcinów część piąta ...” – ale nie ma tu żartów. Martina jest ze mną w kontakcie komórkowym. Odkąd teść miał urodziny i dostał się do szpitala. Jestem jakby centralą przekazującą informacje. Ona do mnie. Dzwoni. Ja do Wolfganga. Jakoś. Próbuję się połączyć. I skontaktować. Z drugim końcem świata. Z falami Morza Południowochińskiego. Przepłynął je dziś. W drodze na konferencję do Macao. Co za człowiek! Martina więc – zapisana w mojej komórce oczywiście jako „Martina”. I za każdym razem, kiedy komórka odzywa się i malutki ekranik wyświetla mi „Martina dzwoni – odebrać TAK czy NIE?” waham się przez krótki, ciężki moment.
Dostałam drugą aniołkę. Malutką. Drewnianą. Lekką jak sen. Czekamy teraz cierpliwie. We trójkę. Na zmianę pogody.